wtorek, 14 maja 2013

Himalaje Nepalu - Imja Tse 6189m - Sławomir Bączek

Wyprawa na Imja Tse, 6189 m



W kwietniu 2013 wybraliśmy się na wyprawę do Nepalu. 
Celem stał się szczyt Imja Tse, 6189m.Sławomir Bączek na szczycie Imja Tse Część ekipy chciała także zdobyć Ama Dablam, ale w tym okresie nikomu się to nie udało, do czego przyczyniła się pogoda i brak 600m poręczówek powyżej obozu trzeciego. Natomiast Imja Tse zdobyła cała atakująca ekipa. Cała wyprawa wymagała sporego nakładu czasu spędzonego w samolotach, wysiłku wszystkich uczestników, szerpów oraz mocnej logistyki Bogusława Magrela, za co dziękujemy i polecamy jego usługi i doświadczenie w tamtejszym terenie.
1. "Special price for You my friend !"

 Po 24 godzinach lotu naszym oczom ukazało się Kathmandu, stolica Nepalu. Natychmiast udeżył mnie chaos jaki panuje w mieście.    Jedyna zasada na drogach to zasada klaksonu. Kto go użyje, ten ma pierwszeństwo. Nie wiele udało się zwiedzić. Mimo to    zobaczylismy świątynię małp i Dhurbar Square. Kathmandu to kilka turystycznych uliczek Thamelu, gdzie standard życia jeszcze jest    w normie. Reszta miasta pokazuje jak biedne jest społeczeństwo. Kupić tutaj można ciuchy każdej liczącej się firmy outdoorowej.    Jedyna różnica, że ta sama kurtka ma raz napis TNF a raz innej firmy. To istna wylęgarnia podróbek. Casem tak się zapędzają, że    widziałem na bieliźnie napis "gore" :). Na ulicach jest brudno, duży ruch i jazgot klaksonów. W końcu każdy chce mieć    pierwszeństwo. Zresztą pieszych się tutaj poprostu nie zauważa. Trzeba uważać na ulicy, bo jakiś motor na Ciebie nie wpadł.    Kolejną ciekawostką są stoiska i ich sprzedawcy. Podejdziesz i już ci wciskają towar. Wyżej w górach są cierpliwi, ale w mieście    od razu za tobą gonią. Cena zależna jest od turysty i umiejętności negocjacyjnych. Pierwsza pada cena, która z automatu musi być    negowana przez turystę po przez kręcenie głową, straszne obużenie itp. Kiedy cena dochodzi do 20% to zazwyczaj jest akceptowana    przez obie strony. Kiedy trzeba coś załatwić, to wpierw jest "don't worry my firend" a potem szukamy gościa gdzie sobie poszedł.    DLa nich nie ma pojęcia czasu. Zapłaciłeś - czekasz. Oczywiście wszystko załatwiają w najlepszej cenie wedle ich najlepszej    obsługi "Special price for You my friend !".   

2. "Don't worry my friend, weather is ok! We fly soon.."   
Wylot z Kathmandu do Lukli, lotniska oddalonego o 3 dni drogi lądem to ciekawe przeżycie. Lotnisko lotów krajowych wygląda jak    kurnik. Czekasz na lot, bo czas to rzecz względna. Przyleci! A potem sobie siedzisz, bo przyleci :). Rzeczywiście, pogoda była    dobra i podjechaliśmy pod awionetkę Twin Otter. Już sam start był ciekawy, natomiast najlepsze jest lądowanie samolotem bez    zaawansowanych urządzeń nawigacyjnych na pasie, który się kończy nad przepaścią. SZacun za lądowanie na takim krótkim pasie pod    górę. Na wysokości 2800 m znajduje się w Lukli lotnisko, którego pas kończy się stromym zboczem, odcinając pas startowy od    cywilizacji, będącej gdzieć 3 dni drogi w dół, na końcu wąwozu, zakryte dziesiątkami gór i wzniesień.    
3. "Cena a wysokość"   
Kiedy w Kathmandu kupowałem wodę pitną, miałem wrażenie, że cena jest w miarę normalna tj. 15 rupii za wodę 0,5 l. Rupia w    kwietniu 2013 to przelicznik do dolara 1$ = 85NRP. Teraz z każdym kolejnym obozem woda kosztowała na 2800m 100, potem na 3400-3800    m 200-300 R aż po 350 Rupii na 4800 m! W obozie bazowym pod Imja Tse woda wogóle była bezcenna i trzeba było przepłacić w    Dolarach, żeby wogóle ktoś jej nalał! Piwo na dole 300 rupii, na górze 800/900 Rupii! Rozmiawiając z nepalką dowiedziałem się, że    miesięczny koszt dziecka w szkole to ok.600 rupii, więc za dwie wody mogą śmiało zarobić na czesne. Turysta jest tutaj wspaniałym    źródłem dochodu, co nepalczycy skrzętnie wykorzystują. WIdać, że sporo się tutaj zmienia. Nadążają powoli za resztą świata. WIdzą,    że sę to opłaca i robią co mogą , by zarobić na chleb. Noszą to biedacy na plecach, czasem wozi towar śmigło.   
4. "Mali, chudzi, ale silni"   
Kiedy wylądowaliśmy w Kathmandu, przepakowaliśmy rzeczy na trekingowe, te które zabieramy ze sobą na cały wyjazd 3 tygodniowy na    szlak i te, których byśmy nie dali rady donieści, a potrzebne są dopiero na atak szczytowy, czyli sprzęt techniczny, który waży    10-12 kg na osobę oraz namiot.Te rzeczy zabierają szerpowie. Mały chudy człowieczek, waży ok. 50 kg, co stawia go na równi z    przeciętnym europejskim nastolatkiem. Podnosi kilka naszych worów, spiętych sznurem. Niektórzy noszą nawet po 50, 60 kg, czyli    więcej niż sam waży. Podnieść to jedno, a nieśc to pod górę na tych wysokościach to rzecz niebywała. Często używają czoła jako    trzeciego punktu podparcia i nie ma dla nich problemu. Używają często specjalnej laski, przypominającej odrobinę ciupagę, ale    grubej, spłaszczonej u góry. Albo się nią wspierają, albo siadają lekko na niej bez zdejmowania bagażu. Wtedy zrozumiałem, czemu    nie używają kijów. Na nich się nie da siąść..   
5. "Wysokość w Himalajach"   
Kiedy jechałem do Nepalu, nie zadawałem sobie pytań jak się zachowa ciało na 4000m, bo przecież Alpy są wyższe! Niestety, wysokość    tutaj nieco inaczej jest odczuwalna niż w Nepalu. W sumie już na 3500m śpi się inaczej. Oczywiście, gdyby zostać tam na 3    miesiące, to nbawet 5000m nie jest problemem. Niestety wyprawa jest zazwyczaj z nizin, trwa krótko i wymaga wysiłku niosąc plecak    o wadze 15-20 kg. DLatego powyżej 3500 m zaczynają się rozmowy typu: jak spałeś, czy ganiałeś do wc itp. Poziom sanitarny i    wysokośc dają w kość i żołądek nie radzi sobie ze zmianami ciśnienia, diety, brakiem odpowiedniej sanitarki. Zaczyna się zażyanie    aspiryny na noc bo boli głowa, witaminy C i innych. Spanie na boku dusi, raczej nie da się tak spać na początku wyjazdu, oddech    czaem wymaga przebudzenia się i zaczerpnięcia tlenu. Im wyżej, tym bardziej oddech staje się odruchem warunkowym. Dobrze robi sen    poniżej max. wysokości, stą wieczorne wyjścia aklimatyzacyjne ok 300m ponad obóz. Wysokościomierz to przydatny gadżet. 300 m można    zrobić w 2 godziny lub w 7 godzin. Zależy od terenu. Trzeba sobie dobrać taki pagórek, aby nie przesadzić, ale nie stracić całego    wieczora na nabranie i utratę wysokości. Wieczorem zaczyna się mierzenie pulsoximeterem zawartości tlenu we krwi. I tak co dzień.    Z czasem trzeba wchodzić wyżej i ciężej się aklimatyzujemy. Krótka drzemka powyżęj 5000m na przełęczy dobrze robi. Na tej wysokości już czułem, że oddycham przez sen. To ciekawe, że nawet do obozów trzeba się aklimatyzować. TEn pod Gorak Shep stał na 5100m. Niby nic, ale dojście tam męczy długi piarg. Tego samego dnia trzeba jeszcze wyjść powyżej na 5500m na aklimatyzację! Najlepsze jednak są przewyższenia podczas ataku szczytowego. W ciągu doby robi się 1000m w górę od obozu na szczyt i tyleż w dół.    Ciekawe, że powyżej 5800m rzeczywiście wysiłek podczas wspinaczki już utrudnia oddech i czasem trzeba go wyrównać, mimoże ścianka    lodowa nie wykazywała dużych trudności technicznych, to samo stanie na przednich zębach raków bardzo męczyło łydki. Duże różnice    zaczynają się po nie dużej różnicy wysokości, stąd to co na 5500 jest łatwe na 5700 już nie musi być. Niby 200 m!   
6. "Wedle przewodnika jest to bardzo banalne wyjście"   
Polecam przeczytać ten przewodniki, pójść na prawie 6200m, zobaczyć, wrócić i powiedzieć to samo z czystym sumieniem - tyle. Dla mnie to kwestia skali. Rzeczywiście, przy K2 to proste, przy Alpejskich szczytach miałbym  obiekcje. Tutaj poprotu wysokość   jest trudnością i każdy ruch nie jest tak oczywisty jak na 5000m.    
7. "Widoki i perspektywa"   
Czytając książki, oglądając zdjęcia, wydawało się, że Himalaje są tak potężne, że widok uniemożliwi marsz. Moje obserwacje i    wrażęnia były inne. Spodziewałem się większych, wyższysz i bardziej strzelistych szczytów. Wynika to z odległości i bardzo    szerokiej podstawy gór. Są to tak duże masywne ciała skalne, że ich wysokość przestaje budzić lęk. Oczywiście pod samą ścianą    wrażnie jest piorunujące. Take wrażenie miałem pod Nupste, Lhotse. Sam Everest nie wygląda jakby miał prawie 9 km wysokości. Mimo    to budzi respekt i fajnie byłoby stanąć na 8848m w niedalekiej przyszłości..   
7.  Imja Tse 
Nasza wyprawa zakładała treking do wysokości 5545m, czego zwięczeniem miał być szczyt Kala Pattar. 

Dalej zeszliśmy do Chhukkung i pod Imja Tse Base Camp. W nocy atak szczytowy do wysokości 6189m i zejście spowrotem na 5050m do obozu bazowego, zebranie namiotów i zejście do Chhukkung na ok. 4750m.  Wszyscy z ekipy weszli na szczyt Imja Tse.
Mnie podczas zejścia dopadła wysokość, mimo że na szczycie nie czułem jej wcale. 
Góra mimo średniej okazałości z obozu okazała się pięknym i ciekawym wejściem. Z początku piargi, potem teren skalny, dalej piargami, aż do lodowca. Poręczówkami do pola śnieżnego i na wysokości 6000m znajduje się 200 m ściany lodowej. Ostatni fragment jest najładniejszy. Wymaga kondycji i umiejętności wspinaczki zimowej. Po pokonaniu ścianki wyszliśmy na grań szczytową, dalej na kopułę.
Widok jest piękny, co utrwaliłem w postaci panoramy. Panorama dostępna jest  tutaj.

8. Cała wyprawa trwała 3 tygodnie i mimo trudu warto było zobaczyć najwyższe góry świata. Będąc w Gorak Shep miałem okazję zobaczyć Base Camp najwyższej góry świata. Trzeba przyznać, że Khumbu Icefall robi wrażenie. Everest pochłania wiele ofiar, które zwożone są śmigłami, czego byliśmy świadkami. Udało się nam porozmawiać chwilę z Reinholdem Messnerem, zdobywcą wszystkich Ośmiotysięczników Himalajów. Był zajęty kręceniem jakiegoś materiału filmowego, w którego realizacji pomagał mu Simone Moro. Obu udało się nam zarejestrować podczas miłej pogadanki na lądowisku.
9. Mieliśmy małą przygodę z powrotem do Kathmandu. Otóż miejscowi chętnie biorą pieniądze za transport, ale nie koniecznie rozumieją, że czas to pieniądz. Po dwóch dniach walki z miejscowymi, udało się odlecieć śmigłem do Kathmandu, za które wpierw płacisz, a potem być może polecisz! Niestety nie cała grupa miała to szczęście i z tego co wiem, udało im się odlecieć po nocy spędzonej bez jedzienia i w ciężkich warunkach w górach Nepalu. Na szczęście wszyscy się w końcu wydostali. Lot śmigłem w błyskawicy i tak był lepszy niż utrata biletów do Polski. Mimo tych przykrości, polecam Himalaje dla miłośników Trekingu oraz mocnych wrażeń alpinistów. Mam nadzieję, że uda się wzmocnić na przyszły rok na wyższe szczyty i będę mógł zrelacjonować mój kolejny cel. Dobrze zabrać ze sobą duży zapas gotówki, bo karta nie zawsze jest wymienialna.
Sławomir Bączek

                              
Imja Tse
Sławomir Bączek na szczycie Imja Tse

Sławek Bączek w obozie pod Island Peak

Himalaje, fot. Sławomir Bączek

Sławomir Bączek
Ama Dablam o poranku, fot. Sławomir Bączek

Sławomir Bączek
Pumori, fot. Sławomir Bączek

Sławek podczas wejścia na Kala Pattar

Piękne ściany widziane z Chhukkung, fot. Sławomir Bączek

Lód i piarg w drodze do Gorak Shep, fot. Sławomir Bączek

młynki z Kathmandu, fot. Sławomir Bączek

Kathmandu, fot. Sławomir Bączek

Namche Bazar
Sławek ponad Namche Bazar

Piękne szczyty Himalajów, fot. Sławomir Bączek

lądowanie w Lukli, fot. Sławomir Bączek

Sławomir Bączek
www.cumbre.pl